Nowy rok miał być przełomowy dla młodych motocykistów. Od 1 stycznia 2011 działać miały nowe zasady zdobywania uprawnień do kierowania motocyklem. Ile w tym temacie było spekulacji... Za innymi mediami ogłosiliśmy już półtorej miesiąca temu wejście w życie tego projektu, jednak robiąc to, oględnie zinterpretowaliśmy procedury wdrażania nowych przepisów - nowelizacja ustawy została przyjęta jedynie przez Sejm, Senat zaś, jako druga izba polskiego parlamentu, zgłosił do niej kilkadziesiąt poprawek, przeważnie mających charakter doprecyzowujący, redakcyjny i językowy - niezmieniona pozostała treść. Poprawiona ustawa pojutrze, 4 stycznia br., wraca do Sejmu, który zadecyduje, czy wejdzie w życie. Jeśli zostanie przyjęta, zacznie obowiązywać, ale dopiero za rok. To bardzo istotna informacja - ci, którzy drżeli na wieść o nowych przepisach, mogą spać spokojnie przynajmniej do przyszłorocznego Sylwestra.
Na wstępie muszę nadmienić, że intencją mojego artykułu nie jest przytaczanie nowych przepisów, ale ich skomentowanie. W zasadzie mógłbym pominąć wszelkie dotyczące ich zagadnienia natury prawnej i skupić się na tylko na ocenie znowelizowanej ustawy, jednak fakt odłożenia w czasie rozpoczęcia jej obowiązywania uznałem za tak bardzo istotny, że postanowiłem o nim poinformować. Zechciałem okraszyć nowe przepisy swoim komentarzem, pewnie tendencyjnym, ale bliskim większości tych, którzy mają z nich korzystać, albo, jeśli wolicie: paść ich ofiarą.
Sama idea zmiany przepisów jest bardzo trafiona. Póki co zdobycie uprawnień do kierowania motocyklem w naszym kraju nie jest specjalnie łatwe, a szkolenie nie zawsze skutecznie przygotowuje do korzystania z jednośladu po zdaniu egzaminu. Karta motorowerowa w obecnej postaci to przeżytek - gdy została wymyślona, tzw. motorowery były tylko jednośladami i pod pojazdy tego typu została przystosowana, co w dobie quadów i mikrosamochodów pozostawia lukę w przepisach - nie pozwala bowiem jej posiadaczowi na prowadzenie trajki ani czterokołowca, jeśli ten posiada silnik o pojemności wyższej niż 50 ccm(co w ich przypadku jest nieodzowne, jeśli taki pojazd ma mieć w ogóle siłę jechać), podczas gdy w większości krajów Europy Zachodniej jest to możliwe. Nietrafione jest jednak to, co jako przystosowane na miarę dzisiejszych czasów oferują nam nasi rządzący.
Rzeczywiście, spoglądając na statystyki można odnieść wrażenie, że całe zło motocykli to ich niedoświadczeni, młodziutcy kierowcy, nastawieni na prędkość bez odpowiedniej techniki jazdy. Zgoda - to zjawisko dyplomatycznie, tak, żeby nie przyczepili się ani maniacy bezpieczeństwa, ani jednośladowcy, nazywa się brawurą. W teorii wystarczy więc nakazać jeżdżenia przez pewien okres na małej, słabej maszynie, albo poczekania do osiągnięcia wieku, w którym te statystyki stają się dla motocyklistów dużo łaskawsze. Tak też uczynili pomysłodawcy zmiany przepisów. Teoretycznie wszystko jest zatem w porządku, ale praktycznie już nie. Nieznajomość realiów wśród ludzi odpowiedzialnych za przygotowanie ustawy wyszła na jaw, ponieważ nie wzięli oni pod uwagę czterech bardzo ważnych aspektów:
- gros młokosów dosiadających najmocniejszych motocykli nie posiada prawa jazdy już teraz, a utrudnianie jego zdobycia może tylko pogorszyć sytuację. Paradoksalnie, nacisk na zdobycie uprawnień kładą w większości pasjonaci, którzy nawet nie przymuszeni prawem na początek kupują słaby i mały motocykl, byle nabrać ogłady w jeździe. Tym ludziom dużo rzadziej zdarza się przeceniać własne umiejętności, więc powodują mniej wypadków - zatem na zaostrzeniu przepisów tylko stracą, finansowo(konieczność dwukrotnego uczestniczenia w kursie prawa jazdy, jeśli chce się uzyskać kat. A jak najwcześniej) i czasowo(przez co najmniej dwa lata od osiągnięcia pełnoletności nie będzie im wolno dosiąść motocykla o mocy wyższej niż 48 KM), część ucieknie się do łamania prawa
- chociaż statystyki traktują ludzi grubo po 18-stce dużo łagodniej niż najmłodszych dorosłych, doświadczenie w jeździe nie zawsze idzie w parze z wiekiem - osoby, które zechcą rozpocząć przygodę z motocyklami w wieku 40 czy 50 lat, w świetle nowych zasad będą traktowane ulgowo względem młodszych(uprawnienia do kierowania motocykla będą dla nich dostępne tak samo jak dotychczas). Od kilku lat w Polsce rozrasta się grupa ludzi, którzy bez doświadczenia dosiadają jednośladów w dojrzałym wieku, po osiągnięciu wysokiego statusu materialnego, i zwykle są to duże i ciężkie maszyny - ci ludzie nadal będą mogli to robić, mimo wciąż nikłego przygotowania
- wśród skuterów i małych motocykli można mnożyć przypadki rejestracji na niższą pojemność(np. 125 na 50), aby uniknąć zdobywania odpowiednich uprawnień. Teraz to zjawisko się rozszerzy - wiele dużych ścigaczy nagle zacznie mieć nie 100 czy 150, a 40 koni
- choć procedura zdobycia prawa jazdy będzie bardziej skomplikowana, nie określono nacisku na poszczególne kwestie przygotowania do samodzielnego korzystania z motocykla - prawdopodobnie na każdym etapie przyszły motocyklista będzie powtarzał te same rzeczy, a większość doświadczenia i tak zdobędzie na ulicy po ukończeniu kursu. Wprawdzie taka metoda jest najskuteczniejsza, ale przeczy dążeniom do poprawy bezpieczeństwa.
Można więc wywnioskować, że ustawodawca w nowych przepisach rozmija się z tym, co naprawdę potrzebne. Dużo wyższa niż średnia europejska liczba wypadków, powodowanych głównie przez najmłodszych motocyklistów, to tylko wierzchołek góry lodowej. Rządzący próbują nam wmówić, że wina za to leży w ich młodym wieku; teza to tyle nietrafiona, co irracjonalna. Osoby wyjeżdżające na ulice często są po prostu do tego źle przygotowane - i dotyczy to tak osiemnasto-, jak i pięćdziesięciolatków, jeśli ci dopiero zaczynają swoją motocyklową przygodę. Po części wina za to leży w mentalności ludzkiej, a po części w nieprecyzyjnym szkoleniu, z którego oprócz umiejętności prowadzenia jednośladu świeży motocyklista nie wynosi nic. Należy więc położyć nacisk na szkolenie, aby już początkujący adept motocyklizmu miał ze sobą bagaż wypracowanych reakcji na niebezpieczne sytuacje i świadomość konsekwencji swoich czynów. Jednocześnie trzeba ułatwić zdobywanie uprawnień - egzamin nie ma prawa wykraczać poza wyuczone na kursie, naprawdę istotne umiejętności, a cały proces powinien odbywać się bez wielkiej szkody na budżecie i czasie uczestniczącego w nim. Musi być tanio i blisko. O ile to drugie kryterium już zostało spełnione, o tyle to pierwsze stanowi w naszym kraju jakieś tabu - niesłusznie; trzeba wprawdzie dać zarobić tym, którzy uczą i egzaminują początkujących kierowców, ale nie ma prawa to być istotnym źródłem dochodów do budżetu państwa. Po raz kolejny dzieje się dokładnie odwrotnie, ale o tym za chwilę.
Elementem nowych przepisów częściej dotyczącym skuterzystów jest wprowadzenie kategorii AM. Jak już wspomniałem, tak na zdrowy rozsądek, powinniśmy podchodzić do niej entuzjastycznie, bo póki pozostaje w fazie projektu, plusy przeważają nad minusami. Tak na dobrą sprawę, jedyna kwestia natury formalnej, na której stracą ubiegający się o motorowerowe uprawnienia w świetle nowego prawa, to podniesienie minimalnego wieku - z 13 do 14 lat.
Niewyjaśniona pozostaje jednak procedura zdobywania takiego prawa jazdy. Nikt nie mówi o tym, czy kategorię AM będzie można uzyskać w szkole, jak kartę motorowerową, czy w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego, czy też trzeba będzie przejść odpowiedni kurs w Ośrodku Szkolenia Kierowców, a potem przystąpić do egzaminu, jak w przypadku kategorii uprawniających do prowadzenia większych motocykli. Z tego braku informacji powstał pewien zamęt i dezorientacja, które z pewnością nie były intencją ustawodawcy. Moim zdaniem spośród przytoczonych przeze mnie ewentualności pierwsza - najprostsza i najmniej doskonała - byłaby najkorzystniejsza dla wszystkich, do pary z drugą, jako że obowiązek posiadania choćby tej kategorii będą mieli wszyscy ci, którzy będą chcieli prowadzić motorower, a 18. rok życia ukończą po terminie wejścia ustawy w życie(jeśli osiągną pełnoletność przed rozpoczęciem jej obowiązywania, wystarczy - jak dotychczas - dowód osobisty, gdyż prawo nie działa wstecz). Oczywiście wszyscy motorowerzyści muszą mieć pewne przeszkolenie, jednak wystarczy, aby odbywało się ono w ramach lekcji wychowania komunikacyjnego lub serii kilku wykładów w WORD i kończyło egzaminem tożsamym z dzisiejszym na kartę motorowerową. Całość musi być darmowa albo bardzo tania. Powtarzam jak mantrę: uprawnienia muszą być dostępne, aby ludzie kwapili się do ich zdobycia, a nie jeździli bez nich łamiąc prawo.
Nigdy nie ukrywano, że inicjatorami zmiany Ustawy o kierujących pojazdami byli eksperci z dziedziny bezpieczeństwa. Jak już wspomniałem, z perspektywy statystyk, którymi się posługują, osiągnęli oni sukces. Zabrakło jednak równowagi między ich stanowiskiem, a głosem ekspertów z branży jednośladowej. Co z tego, że statystyki się poprawią, skoro nowe prawo jest skrajnie niekorzystne dla tych, których będzie dotyczyć. O ile przypadku prawa jazdy kategorii AM można dostrzec pewne dobre intencje ludzi, którzy zadecydowali o jego wprowadzeniu(które mają nawet prawo się ziścić, jeśli - jak wspomniałem - będzie łatwo je zdobyć), o tyle z podniesienia wieku zdających na kat. A i wprowadzenia kat. A2 nikt nie odniesie wymiernej korzyści. Lepszą zachętę do łamania prawa trudno sobie wyobrazić. Odrębną kwestią jest to, że współcześnie producenci zachodni zwyczajnie nie oferują zbyt wielu motocykli spełniających określone w nowej ustawie kryterium mocy, a legitymujących się pojemnością wyższą niż 250 ccm. Realia są łaskawsze dla skuterzystów - modele łapiące się na nowe kryteria stanowią trzon oferty maxiskuterów.
To, że sprawy w dziedzinie wprowadzenia nowych przepisów w takim a nie innym kształcie zaszły tak daleko, ma także wymiar symboliczny. Dowodzi, że lobby jednośladowe w Polsce jest jeszcze na tyle słabe, że nie potrafi wpłynąć na wszelkie decyzje skierowane w stronę tej grupy społecznej. O ile motocykliści dali sobie radę z nierówno ich traktującymi zasadami płatności za przejazd autostradami i tym samym dotarli do świadomości społeczeństwa, o tyle na skierowanie na korzystny tor zmiany przepisów prawa jazdy zabrakło już pomysłu. Niestety. Wygrało lobby ubezpieczycieli i innych ludzi, którzy żyją z poprawy bezpieczeństwa na drogach - jak się okazuje - wyraźnie silniejsze. O ironio, nawet nie miesiąc temu zliberalizowano ograniczenia prędkości na autostradach i drogach ekspresowych, co w pewnym sensie stanowi kpinę z modelu zapobiegania wypadkom, jaki przybrano w kwestii rozstrzygania o nowych zasadach motocyklowego prawa jazdy.
Jak już wspomniałem, w dobrą stronę nie idzie także kwestia ponoszenia kosztów za zdobywanie prawa jazdy. Otóż jak donosi serwis Ścigacz.pl, wraz z nowym rokiem zniesiona zostaje zerowa stawka VAT na szkolenie motocyklistów, więc do ceny kursu doliczane będzie teraz 23% jego wartości(jeśli rząd nie uchwaliłby jednoprocentowej podwyżki VATu, byłoby to 22%). Najbardziej oburzające w tej zmianie jest nie to, że w ogóle zaistniała, mając na celu napychanie nadwyrężonego budżetu naszego państwa, ale to, że dotknie jedynie zdających na motocyklowe kategorie - ceny pozostałych nie zmienią się.
Przyznam, że chciałbym poprzez ten artykuł dotrzeć do świadomości choćby małej grupy osób i zapoczątkować decydującą falę protestu przeciw utrudnianiu życia praworządnym fanom jednośladów. Ze strony Skutery-Info.pl deklaruję medialne wsparcie. Jednak aby dostatecznie nagłośnić sprawę, wypowiedzi w podobnym tonie muszą ukazać się także w innych serwisach o podobnej tematyce co nasz. Zwiększenie cen kursów na motocyklowe prawo jazdy o prawie 1/4 powinno przelać czarę goryczy i sprawić, aby rządzący wreszcie dostrzegli interes motocyklistów, skuterzystów i quadowców. Głęboko w to wierzę i życzę tego sobie i Wam wszystkim.
|