Ojj, dawno mnie tu nie było. Od czasu do czasu zaglądałem na forum, jednak nie było czasu na - jak to robiłem do tej pory - szczegółowe opisywanie każdej przygody z moto. Doszło trochę innych, życiowo ważniejszych spraw, zajęć, mniej czasu na wszystko. Starość nie radość
No ale cały temat dotyczy RS, więc skupmy się na niej.
Jakoś w połowie wakacji zaliczyłem niestety parkingówkę. Noc, skrzyżowanie, nierówny asfalt pokryty piaskiem, zapadnięta studzienka. Jednym słowem, nienajlepsza kombinacja. Na szczęście, dzięki prędkości bliskiej zeru, ucierpiała praktycznie tylko czacha. No cóż poradzić, pospawałem i jeździłem dalej. Nie ma co płakać, nie jest najgorzej.
No i pod koniec wakacji, stało się coś strasznego. Jadę sobie spokojnie, a tu mi coś zaczyna klekotać. Upewniwszy się że nie wyprzedza mnie żadne tdi zorientowałem się, że to chyba moja RSka. Stukot/klekot jakiś taki dziwny i niepodobny do urywającej się korby, więc zacząłem poważnie rozkminiać łatafak?! Przecież po remoncie, no. Pewnie jakaś głupota. I tak jakoś ogarnąłem, że jak postoi z pół godziny to przez pewien czas stukot ustaje. No więc ruszam w stronę domu, robiąc co ok. 2km półgodzinne przerwy. Jako że było już dość późno, dotłukłem się (dosłownie) bodajże na 3 w nocy. No ale wakacje się skończyły i uznałem że pierniczę, nie mam czasu na głupoty, jeżdżę puszką. Ale kiedy niecały miesiąc temu koleś rozbił moją puszkę wymuszając pierwszeństwo z podporządkowanej, uznałem że bogowie są wkurzeni moją ignorancją. No i się wziąłem.
Tydzień temu wydarłem silnik i co się okazało - korba Jasila jest z plasteliny. Nie wiem jakim cudem, ale 'się wygła', i robiła dududu obcierając o przeciwwagę wału. Dziwne, bo raczej ciężko ze mną nie miała. Zawsze jeżdżona na dobrym oleju, rozgrzewana przed jazdą. Jakiejś mordęgi też nie przeżyła, praktycznie całe wakacje przelatałem z plecaczkiem więc rzadko kiedy przekraczałem 8tys. No nic, widocznie trafiłem na jakiś wadliwy stop. Przynajmniej cylinder okazał się być w idealnym stanie. Kupiłem więc oryginalny wał z oryginalną korbą od oryginalnej RS z 2011 roku, przy okazji dla pewności wymieniłem łożyska i simmeringi (o uszczelkach chyba wspominać nie muszę). Składanie zakończyłem wczoraj, cała operacja zaczęła mi dokładnie 7 dni. Ze względu na deficyt oleju przekładniowego jeszcze nie jeździłem, ale jutro powinienem go już zakupić.
Aa, międzyczasie wymieniłem jeszcze pękniętą szybkę licznika (z takiego od SR factory, który ma identyczną obudowę). Wrzucam fotę z operacji, co by mi nikt nie zarzucił że podmieniłem licznik na jakiś z połową przebiegu
Swoją drogą, gdy wszystko okaże się być w porządku, RS
idzie na sprzedaż! Planuję przesiąść się na coś większego. Ogólnie mi się jakoś nie spieszy, jak nikt jej teraz nie zechce to jeszcze rok przelatam, sezonu marnować nie zamierzam
Jaka jest, każdy widzi. Wszystkie zady i walety oraz przebieg prac opisane. Jedyne co na chwilę obecną przydałoby się zrobić to polakierować/wymienić czachę. Jest pospawana, ale wiadomo, widać że była pęknięta.
Cena? 5,7k do niewielkiej negocjacji. Myślę że jak na - moim zdaniem - całkiem ładnie wyglądającą nową budę po generalnym remoncie, ze świeżymi oponkami i wszystkimi innymi opisanymi w tym temacie fjuczerami to dobra oferta. Nie zamieniam za kingwaye na highendzie, nawet w kameleonie. Jak tylko jutro uznam że zacnie lata, to niebawem pojawi się na allegro. W razie jakichkolwiek pytań śmiało, postaram się możliwie rzeczowo odpowiedzieć
Jak ktoś przeczytał, to gratuluję. Zdjęcie kota w nagrodę:
<klik>Pozdrawiam :]