tak jak w temacie, weszlem w zakret na miescie ( predkosc okolo 20km/h), przejechalem moze z 4-6m i byl taki gluchy trzask, tak jak by mi fajka wyleciala, ale fajka byla na miejscu, swiaca w ladnym stanie(na wszelki wypadek wyczyscilem). Rozkrecilem caly tyl roxa, wyjmuje filtr a z niego wylecialo duuuzo paliwa, byl zalany w 3 pupy ;d. wyczyscilem go i wlozylem z powrotem, juz sie ciesze ze dziala ( bo odpalil, a na miescie nawet odpalic nie chcial ) i dodaje mu lekko gazu, a on zdechl, robie drugi trzeci czwarty i sie wkurzylem ze tak powiem, bo wygladalo to tak jakbym zamotnowal mu jakis przelacznik ze po dodaniu gazu ma gasnac. Odpalil go raz jeszcze pochodzil z minute, zalaczylem ssanie pomyslalem sobie moze akurat odpali, a tu nagle niespodzianka. Po wlaczeniu ssania dostal momentalnie mniejsze obroty i zgasl po 1-2 sekundach. Nastepnie rozkrecilem kompletnie gaznik( nie wykrecajac dysz od obrotow i powietrza). Podczas czyszczenia ktore wykonalem po wykreceniu sprawdzalem czy w dyszy nie ma jakiegos syfu, ale nie bylo. Patrzylem pod lampe i przelot byl ladny, pelny. Dobra wydmuchalem ladnie wszystko sprezonym powietrzem. Wzialem sie za skrecanie wszystkiego, czas na montowanie i odpalenie. Na niskich obrotach znowu wszystko ladnie pieknie cyka, chodzi jak zawsze, ale po dodaniu gazu znow kurde to samo .. odpalalem go tym razem bez filtra i lecialo tam tyle beny ze spokojnie mozna by bylo stanac z wiadrem i lapac ..
wie ktos co jest nie tak? jakies pomysly?
.aron
