Postanowiłem się pochwalić pewnym moim "wyczynem", zapraszam do lektury, komentarze bardzo mile widziane ;) Nasz główny bohater to Peugeot Zenith, rocznik 1996.
Zatem... chciałem popełnić niemały rekord świata na 10 calowym 2t ac... przejechać w ciągu dnia ponad 500km... dla mnie to w sumie nic wielkiego, nie raz padały trasy po 100-200-300 na i raz 400km. Planowałem, planowałem i zaplanowałem myślę, że niesamowitą trasę:
Jak widać start z Wrocławia, potem obicie na Złoty Stok, na Lądek Zdrój, Bystrzyca Kłodzka, Zieleniec, Kudowa Zdrój, Lubawka, Karpacz, Świeradów Zdrój, Jelenia Góra i do domu... Od Złotego Stoku do Świeradowa zaczynają się tereny górskie, nie że małe krótkie podjazdy, a podjazdy i zjazdy zarazem po kilka kilometrów. Nie raz jeździłem w takich warunkach-Zen spokojnie podjeżdżał, nie schodził poniżej 40km/h.
Zatem... ostatni dzień września zeszłego roku (2012), pobudka o piątej, tak aby spokojnie o szóstej wyjechać.
Malutka prezentacja moich bambetli, oczywiście nie wszystko znalazło się na zdjęciach, a ubrań wszystkich nie ubierałem.
Ubiór: bielizna termoaktywna, skarpety jakieś też specjalne, dżinsy, na to ocieplacze z polaru. Na czerep kominiarka termoaktywna z jonami srebra (trzeba ją dobrze ubrać, aby powietrze z nieszczelnej szybki (no niestety taki mam kask) nie przedostawało się za uszy). Dalej kołnierz pod szyje, do tego mój nowy nabytek (na motorek i snołbord) zbroja; daje poczucie bezpieczeństwa. Na to wszystko kurta skórzana, buty; najlepiej z wysoką cholewą, no i kombinezon ochronny.
Człowiek mojego wzrostu w takim zestawie wygląda dość groźnie
No i chyba zbyt poważnie jak na skuter, który większości "wybitnym ekspertom" kojarzy się wyłącznie z pojazdem na miasto, którym kieruje gnojek w krótkich spodenkach i wiatrówce z wielkim balonem powietrza na plecach.
Stan licznika:
21113,25km.
Tankowanie i jazda, świta. Na trasie po prawej stronie mam księżyc w pełni a z lewej wschodzi słońce: niesamowity widok, na który ma się czas bo nie jedzie się za szybko (55-60) i ruch jest szczątkowy.
Szybko widok robi się coraz piękniejszy w porównaniu do brudnego i śmierdzącego Wrocławia.
Rynek w Ząbkowicach Śląskich;
A tu już zaczynają się podjazdy.
Zenek o dziwo radzi sobie tragicznie. Jak pisałem wcześniej, nigdy nie miał problemów, teraz leci 60...50...40..30...25...30...25. Szarpie obroty raz w górę raz w dół. Mówię sobie: rolki się kończą; mam zapasowe w razie czego wymienię w parę minut. Czasem już tak słabnie (ale jedzie), że zatrzymuję się i ruszam wsiadając na kanapę, kiedy Zen już jedzie.
Męczy się strasznie, górka między Złoty Stokiem, a Lądkiem nie ma końca, ale widoki biją wszystko, dodam tylko, że żadne zdjęcie nie pokazuje jak wygląda ten ogrom natury.
No i wreszcie z górki, trasa nagle robi się piękna, równy asfalt, ale mokry. W pewnym momencie przy około 60 czuję jak przednie koło na zakręcie na ułamek sekundy wpadło w poślizg. Od teraz na mokrych zakrętach niższa prędkość.
Słońce świeci, ale mgła spowija okolicę, widok też niesamowity.
Na pierwszą przerwę z gaszeniem silnika zatrzymuję się w miejscowości Żelazno, obok trasy na Bystrzycę Kłodzką (prosty równy asfalt-nie chciałem tłuc się przez nieznane pipidówy).
Droga równa, ale Zen dziwnie muli do 30, potem dobrze. Olewam sprawę i jadę dalej.
Widok z trasy:
Przejazd przez Bystrzycę, teraz kierunek Spalona, droga wygląda tragicznie i jak raz już pisałem przy okazji innej wyprawy jest to najbardziej dziurawa serpentyna na świecie. Cały czas pod górę, Zen o dziwo leci jak z procy, aż nagle dostaje muła, szarpie, ale wspina się dzielnie.
Takież to oto widoki po drodze:
Wspiąłem się na Spaloną (jest tam stok);
No i drogę mi zagrodzili "owcy 4"-albo i więcej ;) Bardzo zainteresowanie mną i Zenem
Widoki cały czas są niesamowite:
Praktycznie cały czas jedzie się na granicy z Czechami:
Dojeżdżam do Zieleńca, od niego już kawałek na Kudowę Zdrój (jest kilka tarasów widokowych po drodze), mijam rozjazdówkę, góreczka, Zen zwolnił strasznie, ale wspina się wspina i nagle obroty na maks i zero siły pędu...
Gazuję, ale kręci się na ucho tylko wariator... pomyślałem, że pasek rozerwało... no i faktycznie rozerwało w strzępy:
Stan licznika;
21266,6km, czyli 153km z hakiem...
Dodam jeszcze, że widząc co się dzieje z podjazdami zdecydowałem się tylko dojechać do Kudowy i stamtąd gnać prosto do domu (a nie na Karkonosze).
No i co się robi, gdy 123km od domu strzeli pasek i nie ma się drugiego na wymianę? Dzwoni się po pomoc
Widziałem, że do żadnego domowego mobila zen nie wejdzie na nic na świecie. Zadzwoniłem do kolegi, któremu pochwaliłem się trasą i powiedział: "w razie czego dzwoń". Była godzina około 11, powiedziałem gdzie jestem, powiedział że za 3-4 godziny przyjedzie.
Stałem w takim lasku za (przed) Zieleńcem, pogoda piękna, więc postanowiłem wepchać zestaw do miasteczka, po równo 1 kilometrze znalazłem parasol z ławą i krzesłami koło sklepiku (zamkniętego). Skorzystałem, usiadłem i czekałem... ruch malutki, najwięcej przejeżdżało motorów na czeskich blachach...
Widok oczywiście przepiękny; z jednej strony wyciągi (górka) a z drugiej strony wielka dolina z drzewami i kolejnymi górkami za horyzontem. Zdjąłem ocieplacze kolan, zbroję i kominiarkę i zacząłem czekać...
Dobrze, że miałem coś tam do jedzenia i picia... Chodziłem, siedziałem, opalałem się no i wyczekiwałem transportu który zjawił się dopiero po 18...
W którejś tam godzinie podszedł człowiek (właściciel sklepu i ośrodka pod drugiej stronie ulicy-jak mniemam) zapytał co się stało... Po 17 (kiedy słońce schowało się za górką i już musiałem ubrać kominiarkę, bo chłodno się zrobiło) ten sam miły człowiek spytał się czy wejdę na kawę/herbatę, grzecznie podziękowałem i nadal czekałem.
No i wreszcie podjechał wytęskniony transport, oczywiście jedynej słusznej marki, w jedynym słusznym modelu; bmw e30 kombi z "potężnym" 1.6
Usunąłem lusterka, dolne plastiki, mocowanie kufra, zakleiłem dziurki przy korkach od oleju i beny (a jednak taśma się przydała) i tak oto wpakowaliśmy Zenka do dość małego i trudnego do pakowania (przez klapę bagażnika) bmw.
Na dodatek na końcu pokazał się księżyc w pełni (kolejny raz się powtórzę, że widok niesamowity):
I koniec wycieczki.
I jeszcze ja:
Teraz o awarii: pasek, oto jak wyglądał:
Spękany każdy rowek, oprócz miejsca rozerwania trzy miejsca już "gotowe" do pęknięcia. Pasek (dayco) miał tylko 4500km najechane przez rok i trzy miesiące. Trochę dziwne, bo gdy wymieniałem sprzęgło w maju pasek wyglądał znoście. Kiedy kupowałem nowy pasek sprzedawca powiedział, że to nie możliwe, musi być jakiś luz, który dobił pasek.
Po wymianie paska okropna jazda; niecałe 50km/h, jazda jakby z blokadą, obroty wysokie, ale brak przenoszenia mocy na koło. Zdjąłem pokrywę na włączonym silniku i lepiej było słychać okropny "chrum-chrum" z okolic sprzęgła. Zobaczyłem że okropnie bije talerz dociskający sprzęgło...czyli korektor momentu... Rozebrałem cały napęd, przekładnię, sprzegło: wszystko wyczyściłem, zmieniłem sprężynę na korektorze... Nadal ten sam objaw; talerz bije i łomocze.
Kupiłem nowy korektor, wszystko wróciło do normy. Nadal mam ochotę na zrobienie tej trasy, ale co z tego wyjdzie...
Mam jeszcze przygotowaną relację z 400km w ciągu dnia