, Pierwszy motocykl i GSX-R 750? Na prawdę życzysz mu szybkiej śmierci? To że ruszysz, zahamujesz a nawet skręcisz nie oznacza że ogarniasz motocykl! Doświadczenie jednak się liczy... Jedno odkręcenie manetki nie tak w zakręcie i możesz skończyć pod kołami samochodu, a w najlepszym wypadku w rowie... Jak GSX-R to nie wyżej jak 600cc i to będzie za dużo! Człowieku... 600c ma 120KM!
Jeszcze można by dodać ER-7, Bandit 600cc, SV650s lub sv650n, CBR250rr Fireblade,
Ktos kiedyś na pl.rec.motocykle napisał o motocyklistach zaczynających od potężnych sportowych maszyn "do końca czerwca sie wykrusza..." Szok... przecież to nie ludzkie... jak można tak napisać... Potem hwila reflaksji, zastanowienia, trochę rozmów z ludzmi. Ja to musze mieć ściga, tak 600 pojemności minimum, a najlepiej litra, takie mi się podobają i taki bede miał. Ty zaczynałeś od mniejszych bo Ty leszcz jesteś, ja się uczę wszystkiego szybko... Człowiek odpuszcza taką rozmowę - to nie ma sensu... Przestaje się podejmować takie tematy...
Do czasu... Wakacje 2003 roku, w ekipie pojawia się nowy człowiek - Wojtek. Dzięki rodzicom kupuje motocykl - kawasaki zzr600, zaczyna z nami jeździć. Fajny z niego gość - często robimy wypady na Słowacje.Nie przeszkadza mu że mój motocykl nie osiąga nawet 50% szybkości jego motocykla. Bardejov, Stara Lubovla, Tatry... wspaniałe wakacje. Kolejne niestety spędzam w Warszawie, Wojtek zakochał się i nie było czasu nigdzie wyjechać nawet na chwilę. Przed wakacjami 2005 Wojtka rzuca dziewczyna, zaczyna z powrotem dużo jeździć. Przyjeżdzam na kilka dni do Tarnowa, inny znajomy chce kupić motocykl - pyta czy pojadę z nim. Natłok obowiazków, trochę może lenistwo i wykręcam się. Słyszy to Wojtek - ja wezmę samochód i pojadę, powiedz tylko kiedy, w końcu to drobnostka. Chłopaki zaczynają zauważać że jeździ za ostro jak na swoje doświadczenie z motocyklami, czasem coś powiedzą, ale w końcu to dorosły mężczyzna. Wyjeżdzam do Finlandii do szkoły, a tam 19 sierpnia urywam się na północ do Laponii. Telefon do rodziców... głos im się łamie i tylko powtarzają w kółko "jedź ostrożnie, jedź bezpiecznie"... coś jest nie tak... Nie wytrzymują... Wojtek nie żyje... Jak to się stało? Drobny błąd, zbytnie zaufanie swoim umiejętnościom, pech... Jeden jedyny samochód przejeżdżał w ciagu 10-15 minut... Mi do końca życia zostanie wyrzut sumienia - dlaczego nie powiedziałem mu żeby zmienił motocykl bo go przerasta... Lepiej 10 minut za późno, niż 30 lat za wcześnie... - krótka refleksja na temat śp. Wojtka "Zygzaka" w formacie mp3 - ks Artur Urban.
Na motocyklu nie ma bohaterów, nie ma cudownych dzieci... Talent to tylko 20%, reszta to doświadczenie. Ile trzeba lat żeby być doświadcznym kierowcą? Jeżdzę 6 lat, przejachane ponad 55tyś km - Czy mogę tak o sobie powiedzieć? Co najwyżej, że w standardowych sytuacjach radzę sobie nie najgorzej. Zastanowisz się, posłuchasz, kupisz coś spokojnego... Po miesiącu - to za wolne, brakuje mi mocy... Zaczynasz jeździć jak wariat... Ktoś Ci mowi - zwolnij... A co Ty się znasz, nie umiesz jeździć szybko i dlatego komuś trujesz głowę... 150 po mieście - przecież to wolno... 80-90 w teranie zabudowanym na wsiach - kurcze tak wolno nie da się jeździć... Czujesz się juz pewnie w motocyklu i wiesz ze możesz z nim wszystko zrobić... Jedziesz za szybko... Ktoś inny popełnia błąd, nie potrafi przewidzieć ze przeginasz z prędkością... Na jakikolwiek manewr jest już za poźno... Przeszkoda zbliża się naprawdę szybko... uderzasz... już jesteś na asfalcie... kawałki latają wokół Ciebie... co to było? ile będzie kosztować naprawa... koniec lotu... zgasić motocykl... trzeba się pozbierać z tej drogi... jesteś już na poboczu... pierwszy szok mija... ból... jak najszybciej zlokalizować i ocenić obrażenia... krew.. A miało być tak cudownie, przecież jesteś takim dobrym kierowcą, już oponowałeś go całkowicie. Anioł stróż zadziałal tym razem i tylko 2-3 tygodnie bez motocykla, straty niewielkie, przeżyłeś... Czy następnym razem też się uda? Może jednak ten starszy stażem kolega co jeździ wolno miał racje? Może sam to kiedyś przeżył - mądry Polak po szkodzie... Nieleden mówi przed wypadkiem jeździłem szybko, ostro... teraz już nie... nauczyłem się... Tylko czemu nikt nigdy nie zrozumie tego przed wypadkiem?
Upał - 40 stopnie w cieniu, nie chce się żyć... Przejażdżka na motocyklu w podkoszulku bo na kurtkę za gorąco. Mowię Ci załóż kurtke, kobminezon. Śmiejesz się teraz masz ściga i co mi tu jakiś gówniarz na motorowerze, bo w końcu motocykle zaczynają się od 600ccm pojemności, będzie mówił w czym się jeździ... Widzisz zawsze kiedy jest mi za gorąco widzę mojego ojca, który w wypadku stracił łokieć... Gdyby miał wtedy lepsza kurtke (mial skore ale bez ochraniaczy), nie byl by dzis kaleka, gdyby mama miała porządne spodnie motocyklowe, to jej kolano nie wyglądało by tak tragicznie...
Wiem Ciebie to nie dotyczy, Tobie wypadek się nie zdarzy... oby tak było. Podałem mój punkt widzenia na pewne sprawy, komuś może się on nie podobać, ktoś wie lepiej... Swoje zdanie wyrobiłem na podstawie wielu lat spędzonych w rodzinie gdzie motocykle są, były i będą numerem jeden. Ktoś zechce skorzysta, nie zechce trudno, żyjemy w wolnym kraju...
Na koniec pozwolę sobie wrzucić post Wiewióra, pl.rec.motocykle, Śr. 3 Wrz. 2003 10:19
http://groups.google.pl/groups?q=r1+na+ ... s&ct=titlePisze post jeszcze na goraco, ledwie 3 dni temu zgineli Maja i Jarek.
Mama zawsze mi mowila, ze o zmarlych mowi sie dobrze albo wcale, a ja bede po Jarku troche jechal, po Jarku, ktorego do dzis nawet jeszcze nie pochowano. Jezeli tym samym uraze czyjes uczucia, to zapraszam w piatek o godz. 13.00 na cmentarz na Junikowie, mozna bedzie mi walnac plombe, obiecuje ze nadstawie drugi policzek.
Jarka poznalem w bunkrze, na imprezce u Easy. W niedziele rano pojechalem z Nimi na tor kartingowy. Wczesniej w muzeum zdazylismy sobie nieco pogawedzic, na torze przezylem maly szok. Chlopak na Thundercacie byl robiony przeze mnie na starej XJ-cie jak chcialem. A przeciez ja za bardzo nawet nie umie jezdzic. I moj motorek tez za bardzo nie skreca. I nawet nie
jechalem na granicy umiejetnosci, krecilem kolka powiedzmy na swoje 90% mozliwosci, bo nie mialem prawa sie wowczas przewrocic, przeciez tego samego dnia musialem jeszcze zawiezc zonke do Kolbergu. Wracelem z toru do bunkra, juz tylko z Nimi. Jareccy i Budyn poleceli w strone Wrocka. Puscilem Jarka przodem i przezylem niemaly szok. On jechal szybciej, niz ja bym jechal, gdybym jechal sam, a przeciez do ostroznie jezdzacych wowczas nie nalezalem (pisze wowczas, bo od ostatniego szlifu nie siedzialem na motocyklu, nie wiem czy teraz nie mam jakis blokad). Zatrzymalismy sie pod spozywczakiem i zaczalem powazna rozmowe. Dopytalem sie wreszcie o co z tym wszystkim chodzi. Okazalo sie, ze wowczas Jarek mial na Kociku nawiniete ledwie 4kkm z hakiem. Ze jet to jego pierwszy motocykl (wczesniej byla co prawda jakas Cagiva, ktora rozpadla sie po kilku(nastu/dziesieciu/set) kilometrach, po czym Jarek kupil sobie YZF, bo byl to najwygodniejszy motocykl, do jakiego sie przysiadl). Zaczalem Im tlumaczyc, ze jezdza za szybko, ze jazda po duzym miescie to nie jest jakies hop, ze wszedzie czychaja rozne zagrozenia, ze Jarek nie umie jezdzic, ma
nieopanowany motocykl, nie zna jego mozliwosci ani humorow, ze ... Dostalem wowczas od Nich dwojga totalna zjebke, dowiedzialem sie ze Jarek samochodem ma nakrecone juz ponad 100kkm, ze nikt i nic go na polskich szosach nie dziwi, ze przezyl wszystkie mozliwe sytuacje, a w miescie to sie czuje jak ryba w wodzie. Poza tym dowiedzialem sie, ze Oni i tak teraz juz jezdza wolno, bo Jarek mial juz jednego szlifa, wiecej szlifow miec nie bedzie, bo juz wie co i jak, i ile te boczne plastiki do Yamci kosztuja. Cos tam nieudolnie probowalem Im jeszcze tlumaczyc, ze po 5kkm, kiedy to juz o Jawie wiedzialem "wszystko", odbilem sie na rondzie jej prawym bokiem o lewy bok cieniaka, ze gleby parkingowe zdarzaly mi sie do 12kkm, a i tak do dzis za bardzo nie umie jezdzic (czego zreszta dowod mial miejsce niedlugo pozniej), ze jak po 20kkm na Jawie przesiadlem sie na iXJocie, to musialem sie uczyc jazdy od nowa. Ze tak samo jak Jawa tak i iXJocia przez pierwsze kilometry
nosily mnie po szosie wg nieznanych mi blizej zasad. Oni wowczas tak wlezli na mnie, ze poczulem sie przez chwile jak wiesniak, gdzies ze srodkowego pomorza, z miasteczka, w ktorym tylko 3 skrzyzowania maja swiatla, dodatkowo jak beztalencie motocyklowe, taki leszczyk w rzeszy wytrawnych motocyklistow. Jeszcze tylko niesmialo przebaknalem, zeby Jarek sprzedal poki moze ten cholerny motocykl, a jak juz nie chce, to niech nim chociaz jezdzi duzo wolniej, bo jestem pewny ze predzej czy pozniej sie rozpierdoli, a to bedzie bolalo, na pewno kieszen, ale nie tylko. I sie rozpierdolil, pociagnal za soba Maje ;-( Dlaczego ja wowczas Ich bardziej nie zjebalem, moze by to cos pomoglo.
Jezeli teraz ktos mi powie, ze sportowy motocykl na pierwsze moto jest ok (nawet 600-tka), bo wystarczy miec tylko wyobraznie, to mu chyba strzele. Stracilem w wypadkach motocyklowych, od 97 roku, juz 6 osob, na ktorych zyciu mi zalezalo, po ktorych smierci plakalem. Nie wiem jak postapie nastepnym razem, kiedy zobacze na motocyklu kogos, kto naprawde nie daje sobie rady, kogos, kogo posiadany sprzet przewyzsza jego umiejetnosci, nie wyobraznie, ale UMIEJETNOSCI, ktore mozna nabyc tylko i wylacznie dziesiatkami, czy nawet setkami tysiecy przejechanych kilometrow. I to nie autem. Rozsadek mi teraz kaze od takiej osoby sie odwrocic, przestac ja znac, w razie zadzialania statystyki bedzie mi latwiej. Sumienie jednak nakazuje w jakis sposob interweniowac, tylko jak, nawet nie jestem miernym psychologiem.
Na koniec pozwole przytoczyc sobie tekst Wiecy, ktory wyslal mi na priv. Mocno mnie on ujal, pozwolil jakos pozbierac mysli.
**********
Chodzi pewnie o tych dwoje spod Poznania ?
No cóż. Zawsze w takich przypadkach ogarnia mnie pewna melancholia. Nie znałem ich osobiście, ale jednak ogarnia smutek i niepewność - to co ich spotkało, w każdej chwili może spotkać mnie. Niestety - wybraliśmy sobie dość ryzykowne hobby (czy może raczej - styl życia), które jak żadne inne uświadamia nam kruchość istnienia i przemijanie tego co nas otacza. Szybciej
jeździmy, szybciej pijemy, szybciej żyjemy i niestety często - szybciej umieramy. Jest to niestety konsekwencja NASZEGO wyboru. Jesteśmy tylko ludźmi i jak każdy człowiek popełniamy błędy. W naszym przypadku jednak każdy błąd może skończyć się tragicznie, i tak właśnie tłumaczę wszystkim na czym polega jazda motocyklem : Podczas jazdy stale podejmujesz decyzje o życiu i śmierci.
Dobrze jeżeli kończy się na lekkich potłuczeniach czy rozbiciu moto. Zdaża się jednak tak że ktoś z naszego otoczenia opuszcza nas na zawsze i wtedy pozostaje mieć nadzieję że odeszli gdzieś gdzie są szczęśliwi i że byli szczęśliwi przedtem - że żyli pełnią życia, tak jak chcieli, jak pragnęli żyć. I niech to Ci doda otuchy że odeszli, mając za sobą wiele szczęśliwych chwil, szczęśliwych bo spędzonych na motocyklu, wypełnionych radością z jazdy, pokonywanych zakrętów, ryku odkręcanego silnika, spotykanych ludzi dzielących tę samą pasję - motocykle.
Pozdrawiam i życzę tylko dobrych decyzji
Wieca
**********************